I znowu R. Makłowicz... Niezbędny i niezastąpiony.
Pewnie nie uwierzycie, kiedy powiem Wam, że wiele lat temu, podczas jednego z pierwszych polowań, na
|
Łopatka... w oczekiwaniu na cebulę, jabłka czekają na seler. |
które zabierał mnie dziadek, napotkaliśmy na zboczach Alp zwierzę wyglądające wypisz wymaluj jak jeleń wapiti, tylko sporo mniejszy. Wielkości muflona. Skąd jednak takie miniaturowe wapiti w Alpach? Nikt nie wiedział... Pech jednak chciał, że jednego z Dziadkowych przyjaciół zawiódł wzrok, ale nie zawiodła trenowana od wczesnych lat młodzieńczych celność. Zwierzak legł więc od pierwszej kuli... Rozpaliliśmy na biwaku ognisko i próbowaliśmy upiec mięso nad ogniem,. Pierwotny wyjazd i pierwotne obyczaje. Niestety, mięso nie bardzo chciało współpracować... Rozpadało się i spadało z zaostrzonych patyków. Wreszcie jeden z pomocników wpadł na pomysł ugotowania mięsa w kociołku. Było to dopuszczalnie dzikie dla większości solidnie już zakropionych starszych panów. Mięso udało się znakomicie. Nie wiedzieć jednak czemu w potrawie nader skromnie urozmaiconej przyprawami, wyraźnie dało się wyczuć nutę papryki, strukturę kiszonej kapusty, czy wreszcie zaparzonej śmietany (?) Jadłem razem z innymi aż uszy mi się trzęsły... Na próby zadania jakiegokolwiek pytania bezwzględnie mnie uciszano. Dopiero nazajutrz rano, gdy okazało się, że wiele do zabrania z owego jelenia(?) zostało, Dziadek nachylił się ku mnie i wyszeptał do ucha: To był jeleń szegedyński. Zwierzę najjaśniejszego pana.
Oficjalny przepis na gulasz szegedyński to:
l kg wieprzowej łopatki,
800 g kiszonej kapusty, 2 średnie cebule, szklanka śmietany, łyżka mąki, ząbek czosnku, 2 łyżeczki kminku (radzę sobie bez niego, pewna pisarka, z którą jadam obiady, nie toleruje kminku!), 2 łyżeczki słodkiej papryki w proszku, sól, cukier
|
W kamiennym kręgu... tego, garnku znaczy. |
Cebulę obieramy, siekamy i smażymy na smalcu. Dodajemy pokrojone w kostkę mięso mięso, lekko je obrumieniamy, następnie zalewamy całość wodą (ćwierć szklanki), dodajemy paprykę, drobno poszatkowany lub przeciśnięty czosnek i solimy. Dusimy pod pokrywką na małym ogniu około 40 minut. Dodajemy posiekaną i odciśniętą kapustę i dusimy na małym ogniu, od czasu do czasu mieszając. Gdy kapusta jest już miękka, powoli wlewamy pól szklanki śmietany wymieszanej z mąką. Gulasz świetnie rozumie się z wiszącym niżej kluchem (knedlem czeskim).
-- informacje nie do końca potwierdzone --
Ciekawostka historyczna: Istnieje kilka teorii mówiących o powstaniu ww. potrawy. Ja osobiście skłaniam się ku tej najprostszej - wojennej. Ponoć podczas austriackiej kampanii Napoleona zmasowany nawał ognia dział potrafił namieszać solidnie w nawet ostatnich austriackich szeregach. I stało się to, co musiało: kilka pocisków trafiło w tabor kuchenny. Woły i pędzone świnie zostały wręcz poszarpane przez szrapnele! Wybuchy pocisków trafiły resztkami jednej świnki w wóz wiozący beczki kiszonej kapusty. wybuchł pożar, szczęściem nie wszystko się spaliło. Rano ciury wygrzebały mocna ugotowane resztki... Okazały się wyśmienite! Przywódca owej ciżby, ten który poprosił na ucztę najbliższego oficera nazywał się własnie Szeged i od niego wzięła się właśnie nazwa potrawy. Ponoć nawet, kiedy sztab armii austriackiej, który siłą rzeczy został uraczony owym zjawiskiem kulinarnym, najadł się do syta, a nawet nieco bardziej, darowano bandzie Szegeda bandycki rabunek pola walki. Ponoć rozważano uszlachcenie Szegeda. Niestety dla niego, pełne brzuchy Austriaków nie przyniosły im szczęścia nazajutrz podczas bitwy pod Austerlitz. Cały sztab zaspał. Napoleon wygrał bez wątpienia, a Kutuzow (którego nie zaproszono na ucztę, bo ponoć strasznie cuchnął koniem) musiał uciekać, gdzie raki zimują.